Mam mętlik w głowie.
Wielki niezdarny mętlik.
Nie jest mi lepiej, nawet gorzej mi nie jest.
Zrobiłam kawę. Za oknem biało.
Myśli.
Słowa.
Pragnienia.
Bańki mydlane.
Krążą w moich myślach.
Znów stracę ten dzień.
Nie lubię siebie, bo zamiast poskładać jeszcze bardziej się rozdrabniam.
Przez chwilę czuję się wolna, obojętna na niego i siebie.
Wczoraj porozmawiałam z kimś, kto wydaje się, że mnie rozumie, ale tak jest pochłonięty sobą i potrzebą wygadania się, że zapomina o mnie. To nie było złe. Tylko jak pocieszyć osobę, która myśli podobne?
Wszystko wydaje się takie banalne. Takie zawile proste. W mojej głowie wykiełkowały dziwne pomysły z tym związane: Ja/On...
i przez chwilę poczułam coś w rodzaju oczekiwania.
Choć wiem, że to absurdalne. Ganię się za te durne myśli.
Mieszkamy za daleko.
Jesteśmy tak samo potłuczeni A to razem nie wróży nic dobrego..
Głupia.
Jak mam zmienić nastawienie do życia?
Jak zamienić te rozedrgane uczucia w prosty mechanizm?
Ten cholerny chaos w moje głowie, który nie pozwala mi na nic. Nie chcę go, ale w jakiś chory sposób kocham go. Czy to nie wystarczający dowód na to, że coś jest nie tak?
Zycie jest zbyt podłe, żeby tracić dobre chwile.