piątek, 27 listopada 2015

nie wszystkie koty chadzają swoimi drogami

tak, zmiany nadeszły i to całkiem spore.
przeprowadzka do większego miasta otworzyła przede mną nowe horyzonty.
nowe mieszkanie, fajna praca, nowe znajomości.
i miasto piękne. nie piękne, obce.
po miesiącu zmagań dalej czuję się nieswojo.
tak jakbym tu nie pasowała, jakby to nie była moja bajka.
mówią, że to w końcu minie, że to kwestia czasu.
też tak myślę.
boję się, że to jednak potrwa dłużej niż zakładałam.
brakuje mi przyjaciółki, takiej bratniej duszy jak to się zwykle mawia - pocieszycielki smutku.
z M. nie utrzymujemy kontaktu, chyba już nie będzie miedzy nami tak jak dawniej.
już chyba nigdy nie będziemy tymi dziewczynami na rowerach.
nie pamiętam nawet naszej ostatniej przejażdżki.
bardzo mi tego brakuje.
z biegiem czasu zmieniamy się.
ona jest inna i ja nie jestem już chyba taka jak kiedyś.
rozpad naszej przyjaźni raczej nie był spowodowany jedną chwilą.
teraz myślę, że to był dłuższy proces. 
mijałyśmy się, było między nami zbyt wiele przemilczeń - pustych dziur.
został, żal. 
zamykałyśmy się na siebie aż narosło za dużo drzwi do przejścia.
powinnam być szczęśliwa z wielu względów.
ale ja zawsze widzę szklankę do połowy pustą.
rozpaczliwie chcę to zmienić, bo to gównie moje myślenie jest powodem mojego nieszczęścia.
szkoda, że nie ma ma tu mojego psychiatry. 
chociaż ona pewnie też by niewiele pomogła.
żałuję, że przerwałam tabletkowe wsparcie. żałuję. bardzo.
zimna mi w tym nie pomaga, rozpaczliwie potrzebuję słońca, promieni na twarzy.
jestem wciąż zmęczona. ale to nie wynika z niewyspania. tj coś głębszego co siedzi we mnie i mnie zabija i blokuje.
staram się myśleć bardzo pozytywnie w końcu powinnam się skupić na tym co mam.